Zakon Braci Wings of Azrael
Strona dyskusyjna Zakonu Braci Wings of Azrael
FAQ  ::  Szukaj  ::  Użytkownicy  ::  Grupy  ::  Galerie  ::  Rejestracja  ::  Profil  ::  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ::  Zaloguj


Bohater # 8

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zakon Braci Wings of Azrael Strona Główna » Gospoda
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
piro666
Gość






PostWysłany: Wto 0:38, 16 Sty 2007    Temat postu: Bohater # 8

Jak zawsze komentarze i uwagi mile widziane...






Każdy człowiek przy zdrowych zmysłach zgodzi się ze nic niezrobienie jest dobre…zdecydowanie dobre…zwłaszcza, kiedy pieniądze nie są problemem…ale w końcu przychodzi taki moment, kiedy siedzenie na dupsku robi się męczące i po prostu nudne...kiedy już w miejscu swojego pobytu wydepcze się każdy kamień i obsika każdy zaułek trzeba się czymś zająć…czymkolwiek choćby sprzątaniem…

- biblioteka??!! Ocipiałeś stary??!! – Markus zanosił się śmiechem i o mało nie oblał się kawą…

- no, co rżysz…nudziło mi się jak cholera to stwierdziłem ze wypadałoby zając się czymś…zawsze lubiłem czytać a teraz mam na to i czas i możliwości…bohater miał ochotę czymś w niego rzucić, ale pod ręką nie miał niczego ciężkiego i kosztującego niewiele…

- coś w tym jest, ale chyba miękniesz…

- wkurzaj mnie dalej to zobaczysz jak mięknę, kiedy wyciągnę ci kolano przez nos…

- dobra nie jeż się tak…zostaje tu na trochę wiec możemy gdzieś dzisiaj wyskoczyć na głębszego?? – jakby nieśmiało zaproponował Markus…

- nie mogę niestety z dwóch powodów…mam dzisiaj gościa i jutro do pracy…

- gościa…rodzaju żeńskiego jak się domyślam…

- nie twój interes stary…

- taaaaaa tylko niech cię nie wypompuje żebyś wstał rano…miękniesz i już…


w kierunku Markusa z wielka prędkością poszybował kolejno wazon niezaładowane Auto 9 i popielniczka…ta ostatnia dosięgnęła celu już w przedpokoju, czego dowodem było głośne przekleństwo kończące się na zawiesiste mać i łoskot przewracającego się człowieka…
po całkiem długich przygotowaniach wszystko na swoim miejscu…stolik świece i cala masa szpargałów…to będzie długi wieczór…długi i przyjemny…dzwonek do drzwi…

- do dzieła tygrysie – z szelmowskim uśmiechem szepnął do siebie bohater – „no guts no glory” jak mawiają saperzy…otworzył drzwi i widok, jaki ukazał mu się momentalnie zaćmił jego umysł…ale tylko na chwile…

słońce jak godzien bezlitośnie atakowało okno wciskając promienie każdą szpara w zasłonkach…pech chciał ze jeden z promyków świecił bohaterowi prosto w oczy i zmusił do obudzenia się…usiadł na łóżku przetarł twarz i poprawił strzechę na głowie…spojrzał w prawo skąd dochodził miarowy oddech i kojące ciepło śpiącej bogini…w jego głowie huczało jej imię…Alicja…

- wulgaryzm chyba na prawdę mięknę…4 miechy w tej dziurze i już się czasem w lustrze nie poznaje… -
Stanął na nogi ciągle były jakby z waty, ale działały jako tako…
szybki prysznic, który ekstremalnie przedłożył się, kiedy ona weszła umyć mu plecy…wspólne śniadanie odwiezienie jej do domy i bohater cały w skowronkach zameldował się w nowej pracy...
nie była to szczególnie pasjonująca robota katalogowanie przekładanie i odkurzanie książek…trochę prac konserwacyjnych…dzień za dniem…i nawet się nie spostrzegł, kiedy minęły następne 2 miesiące…ale nic nie trwa wiecznie zwłaszcza jak masie taka przeszłość…

ten dzień w sumie miał być kolejnym z rzędu rano przyjemnie zaczętym i wieczorem przyjemnie skończonym, ale cos było nie tak…bohater obudził się nad ranem zlany potem…miał paskudny sen…bardzo paskudny…nie spal już…później, kiedy rano przynosił swojej lubej śniadanie do łóżka ona siedziała z kamienna miną...

przednia leżała Beta zwykle skitrana pod materacem łóżka…

- powiesz mi, co to jest?? – spytała głosem tak zimnym i odległym jak biegun południowy

- karabin – odpowiedział spokojnie bohater stawiając tace na stole..

- na żarty ci się zbiera?? Skład go masz i po co ci on??

- dostałem od znajomego, trzymam go do obrony koniecznej jakby ktoś wlazł tu nieproszony z zamiarem obrabowania lub zabicia mnie…

- akurat…zastanawiałam się skąd masz tyle różnych blizn i nawet po części wierzyłam ze to, których wojska jak mówiłeś, ale teraz nie wierze w ani jedno słowo…zwłaszcza w ta na ramieniu ze to niby w rafinerii awaria była…jasne – jej glos był wciąż zimny a w oczach pojawiły się łzy…

- tu mnie masz to postrzał… ale reszta to szczera prawda… - targało bohaterem to uczucie, kiedy chce się utrzymać Status Quo ale już się tonie…

ona nic nie powiedziała ubrała się i trzasnęła drzwiami…on pobiegł za nią i usłyszał „jeszcze krok a zabije”
zrobił krok…przyjął pierwszy cios i drugi…i trzeci…za czwartym złapał ja za rękę…zdecydowanie, ale delikatnie…kopnęła…mocno…i bezbłędnie…bohater skrzywił się i lekko pochylił, ale nic nie powiedział…ona patrzyła na niego zdziwiona praktycznym brakiem skutku…bohater wyszczerzył żeby i nieco zmarszczył nos jak zwierze gotowe do ataku…

- nigdy, ale to przenigdy nie rób tego więcej – powiedział spokojnie i powoli…brzmiało to niemal jak groźba – wiesz ze nie chciałem cię skrzywdzić i wierz mi ze nie skłamałem nigdy poza tym postrzałem…nigdy – i puścił jej rękę…wyprostował się spojrzał na nią najcieplej jak umiał i ruszył powrotem w stronę mieszkania… Alicja atalia jeszcze Chile, po czym z wciąż zdziwiona mina ruszyła w stronę wyjścia…

bohater siedział pod ścianą i zastanawiał się, co robić…pierwszy raz w życiu czul się tak źle…duchem…z zadumy wyrwał go telefon…
- to ja słuchaj wpadnę do ciebie za dwie godziny…cos się dzieje…

- podjedz do roboty to pogadamy…

- nie zostań w …

bohater już nie słyszał odłożył słuchawkę i ruszył w stronę drzwi…na progu poczuł cos dziwnego…nie czul tego odkąd tu przyjechał…przeczucie zapowiadające kłopoty…

- nie wulgaryzm nie może być aż tak źle… - chciał wyjść, ale to zaatakowało go jeszcze mocniej…
wrócił się do domu wziął bron i magazynki…
- wulgaryzm z tym może się przyda… - burknął i zatrzasnął drzwi…

cala drogę do pracy nie opuszczało go uczucie ze ktoś się na niego gapi…nawet, kiedy już siedział na zapleczu i składał jakiś stary wolumin do kupy wydawało mu się ze ktoś go obserwuje…chwile później usłyszał głuche gwizdniecie tłumika i odgłos padającej osoby, która ktoś podtrzymał żeby nie narobiła za dużo huku…

jego mózg przełączył się od razu…ręka mechanicznie wyciągnęła Auto 9 odbezpieczyła i skierowała w drzwi… - co najmniej 2 – pomyślał bohater skradając się wzdłuż regału…przylgnął do ściany i w głębokim cieniu stal się niemal niewidoczny…
przez wąskie wejście zaczął wsuwać się do pomieszczenia zastawionego polkami z książkami najpierw tłumik a za nim zgrabna sylwetka Beretty 92…strzelec nie fatygowali się nawet by rozejrzeć się na boki zaraz jak wszedł do środka zaczął prażyć w biurko…
bohater bez zastanowienia strzelił mu tuz nad uchem…kula kalibru .45 rozwaliła napastnikowi łeb na ćwierci…mała fontanna krwi…bohater capnął go za chabety i używając jako tarczy wyszedł z pomieszczenia…było tam za ciasno…jeden granat i po zawodach…zaraz, kiedy minął drzwi w jego osłonę zaczęły trafiać kolejne kule…napastników było jak się okazało 5 …strzelali bardziej na oślep nie spodziewając się oporu…bohater przestawił selektor ognia na ciągły i pociągnął za spust…grad pocisków przeszył powietrze przeciwnicy rzucili się na ziemi szukając osłony…ale to biblioteka słoiki ze sklejki i regały z kartami bibliotecznymi…jedna po drogiej rozlatywały się na wióry trafione z broni bohatera…on tylko trzymał spust i mierzył…pistolet rzygał ogniem i wylewał rzekę ołowiu…pierwszy trafiony w szyje był martwy zanim uderzył o ziemie…głównie, dlatego ze urwało mu głowę…drogi dostał w rękę…wypadła przez otwarte okno na ulice…sekundę później rozpruła go kolejna seria…3 schował się za szafka z kartami bibliotecznymi umarł szybko a na twarzy przykleiła mu się przestrzelona karteczka z napisem „ Lew Tołstoj – Wojna i …..uj”
ostatni postanowił walczyć…sięgnął na plecy i w jego dłoni pojawił się mały granatnik 40mm…nie zdążył nawet wycelować jego głowa rozprysnęła się na milion kawałków ochlapując ściany krwią i mózgiem…
bohater wciąż strzelał do zwłok dopóki nie skończyła się amunicja jakby chciał przez lufę wylać calu żal i smutek…kiedy zamek szczęknął w pozycji otwartej mechanicznie przeładował…rzucił okiem za ladę by spojrzeć na martwą bibliotekarkę…przemiłą panią po 60…okna zaczęły sypać się pod ogniem z czegoś cięższego niż pistolety…bohater przewrotem ukrył się za winklem i zlustrowali ulice…3 samochody 6 ludzi…kałasze i uzi…jest tylko jedna osoba na świecie, która zaryzykowałaby taki burdel w biały dzień żeby go dopaść…prażyli bez przerwy…bohatera otoczyła chmura pyłu i tynku z sypiących się ścian…na szczęście to stary budynek…budynek mocnej cegły…ale nie może siedzieć tu wieczność trzeba wiać…

- wulgaryzm myśl… - mówił do siebie bohater…jego wzrok padł na trupa, którego nafaszerował ołowiem jak indyka…granatnik…nie mógł się ruszyć…kule robiły taka zadymę, że przerobiłoby go na kotlety mielone i od razu usmażyło gdyby się wychylił…nagle bardziej z boku rozległ się odgłos strzałów zdecydowanie nie celowanych w bibliotekę…tamci szybko odpowiedzieli ogniem…bohater przeturlał się do granatnika zerwał z trupa pas z amunicją…dwojaką…jak do shotguna tyle ze 40mm i ze zwykłymi granatami…załadował granat i pieprznął w środkowy wóz…jebnęło zdrowo zabijając bandziorów na miejscu…chwile potem potężny ryk silnika i Challenger Markusa stał przed budynkiem…

- no co wulgaryzm mam ci zaproszenie wysłać?? – Markus wrzasnął otwierając drzwi…
bohater susem znalazł się przy wozie i chowając pistolet w spadnie z tylu oparzył sobie tyłek…

- wulgaryzm MAĆ!!! – wrzasnął…

wóz ruszył z piskiem opon…

- oświecisz mnie co się tu wulgaryzm dzieje?? – bohater przekrzykując silnik przeładowywał Betę…
jakimś wulgaryzm cudem twój stary znajomy mafiozo zerwał się z postronka… - nie od razu odpowiedział Markus zbyt zajęty śmiganiem miedzy samochodami na wąskich ulicach… - a teraz za wszelka cenę chce ci się dobrać do dupy…

- to i wulgaryzm widzę… gdzie jedziemy??

- jak najdalej stad…

nie długo potrwało zanim dorobili się ogona…4 samochody…jakieś japońskie, ale rasowane i w środku kilku dupków do odstrzelenia…nie fatygowali się by poczekać aż wyjada z miasta zaczęli prażyć od razu…

- wulgaryzm zabierz nas stad zanim ktoś zginie…

- to nie star trek daj mi chwile…

po kilku minutach lawirowania i ganiania znaleźli się na górskiej serpentynie…bohater nieskrępowany cywilami szubko wymordował załogę pierwszego wozu, którego kierowca był na tyle głupi ze chciał taranować…
reszta strzelała z w miarę bezpiecznej odległości…tył Dodge’a przypominał już ser szwajcarski a Markus klnąc pod nosem mówił cos o wypruwaniu flaków i niewybaczeniu do końca życia…bohater przesądził się na tylna kanapę by przez wybita tylna szybę skuteczniej kosić dupków w ogonie…kierowca 2wozu dostał prosto w twarz i narobił niezłego bałagany wyrodku zanim samochód wyleciał przez barierkę by zamienić się w kule ognia i zgasnąć na dnie przepaści w rzeczce…wjechali na ścieżkę nad oceanem…pozostali dwaj kierowcy byli dobrzy prowadzili szybko i pewnie dając dobra platformie strzelcom…

- wulgaryzm wyciśnij z tej bestii cos więcej – bohater wrzasnął na cale gardło…

Markus poprzestawiał wszystko, co się tylko dało…zaczęły się świecić jakieś światełka i samochód wszedł w nadprzestrzeń…zakręty znikały jeden za drogim…Markus był tak skupiony jakby to on był tym samochodem…gnał jak szalony pokonując ciasne luki i nawroty perfekcyjnym i płynnym dryftem tak jakby szedł do sklepu po zakupy…3 kierowca nie wyrobił i samochodu z wrzaskiem pasażerów wylądował na skalach na dole…Markus uśmiechnął się tylko pod nosem…bohater sponiewierany na tylnym siedzeniu nie wiedział czy ma bić brawo czy się zrzygać…nagle zaciągnięty ręczny obrócił samochód w miejscu…Markus przygazował nieco…bohater w panice przypiął się do siedzenia…Challenger ryknął jeszcze parę razy i ruszył na spotkanie ostatniego samochodu…Markus z maniakalnym uśmiechem patrzał się w cel…ogromna prędkość przyprawiała o mdłości…przeciwnik zgrywał kozaka przez chwile, ale odpuścił w ostatniej chwili…przywalił w ścianę z prędkością 170 mil na godzinę zrobił w powietrzu kilka salt i beczek jeszcze raz odbił się od drogi i z piskiem sypiąc iskrami szorował w stronę barierki…przerwał ja i się zatrzymał…pisk opon….Markus w okrzyku triumfu nawet nie zauważył jak bohater wyskoczyli ze stojącego wozu i pobiegli w stronę wraku…miał nadzieje ze może ktoś przeżył…kiedy dobiegł na miejsce okazało się ze wóz balansuje na środku ciężkości jakby nie mogąc się zdecydować czy spaść czy nie…i ze przeżyło 2 pasażerów z tylu…obietnica pomocy przekonała ich do spowiedzi…bohater przyczepił linki do Dodge’a i do wraku…
- dobra dupki wyciągnę was jak powiecie, kto was przysłał…

- dostaliśmy…polecenie…pralnia na południu miasta…to wszystko…

- na pewno?? – bohater oparli nogę na zderzaku…

- tak obserwowaliśmy cię od miesiąca…to miało pójść szybko…

- dzięki chłopaki…miłego lotu… - odpiął liny

- ale obiecałeś…

- skłamałem…

kopnął mocno w zderzak i wrak zleciał z hukiem w dół wybuchł w połowie dystansu…

bohater wsiadł do wozu…

- wracamy do miasta…musze się dowiedzieć kilku rzeczy…

- nie ma mowy stary ni… - lufa ogromnego pistoletu utknęła mu w nosie

- jedziemy do miasta… - głos bohatera był martwy i zimny jak trup pingwina w zamrażalniku

– powiedzieli ze śledzili mnie od miesiąca…wiedzieli o pracy wiec mogli tez wiedzieć o…o wulgaryzm…Alicja…przyciśnij to wulgaryzm

kiedy zajechali na miejsce zastali policje… przejeżdżając obok zobaczyli wyłamane drzwi i jakiegoś gościa na progu z rozwalonym łbem…bohater postanowił dowiedzieć się czegoś i zaczepił pierwszego lepszego gościa…
- co się tu stało?? - spytał jakby nigdy nic

- porwali jakąś dziewczynę, ale zabiła jednego zaraz przy drzwiach…

- moja dziecinka…- pomyślał bohater i uśmiechnął się do siebie…

wrócił do wozu, po czym pojechali do pralni, o której wspomniał jeden z oprychów…znali ja wszyscy okolicy nie tylko z tego ze prowadzona była przez starego Żyda i ze wykonywała zlecenia zawsze szybko i rzetelnie…znana była tez jako pralnia brudnej forsy i skrzynka kontaktowa rożnych szumowin…ale ta częścią spółki zajmował się synek właściciela…dupek bez zasad i moralności swojego ojca…gnojek, jakich mało…

- plan jest prosty…wchodzę do środka i pytam ty zostajesz w wozie i siedzisz aż wrócę jasne??

- nie… nie jasne wulgaryzm…jak już siedzę w tym gównie to do końca…idę z tobą czy chcesz czy nie inaczej będziesz musiał wulgaryzmć na piechotę… - Markus był wulgaryzm nie na żarty ta akcja z pistoletem…

- dobra bierzesz Betę. Granatnik wezmę ja…kiedy dojechali na miejsce zbliżała się pora obiadowa…

weszli do pralni krokiem pewnym i z kacapskimi minami od razu wykurzając klientele...jak za starych czasów…stary właściciel za lada, kiedy bohater przystawił mu do twarzy granatnik załadowany śrutem od razu powiedział, co i jak…drzwi na zaplecze potraktowane butem nie protestowały i otworzyły się miejsca w fontannie drzazg…zobaczyli młodego cwaniaka i 4 innych drabów …jeden z nich sięgnął po pistolet dostał serie od bohatera prosto w głowę… …następnych dwóch złożyło się na ziemie jęcząc z kulami z Bety w brzuchach…młodzian wstał i Markus od razu wziął go na cel…3 z nożem rzucił się a bohatera chcąc pchnąć w brzuch…zwinnym ruchem został rozbrojony, cięty kolejno w brzuch, plecy udo, policzek…nóź skończył wbity w bark oprycha…czołgał się w stronę drzwi…bohater już jakiś moment trzymał młodego żydka na muszce…szubko obniżył bron i strzelił w głowę czołgającemu się…młody zacisnął wargi w bezsilnej złości…

- oj to był twój krewniak?? – bohater usiadł przy stoliku… - nie mam czasu wiec szybko powiedz mi, kto i dlaczego chce mi odstrzelić dupę…i co zrobiliście z moja kobietą??

- jakiś wielki mafiozo… - młody puścił farbę od razu…i w spodnie tez… - chce się zemścić…zapłacił kupę forsy w kamieniach…wszystko jest tam w szafce…

Markus sam z siebie przemieścił się we wskazane miejsce…faktycznie kasa tam była w kamieniach…
- a dziewczyna?? – spytał bohater s pasja w glosie wstając powoli od stołu…

- jako polisę ubezpieczeniową…w razie czego…

- gdzie Ją zabiorą??

- 120 mil na północny wschód jest tam rezydencja jakiegoś cwaniaka z polityki czy czegoś tam ja zawiozą…

- czy aby na pewno nie kitujesz??

- stawiam dychę ze tak – nieoczekiwanie odezwał się Markus…

- przyjmuje… - beznamiętnie stwierdził bohater i wycelował młodzikowi w klejnoty…

- PRZYSIEGAM ZE TO PRAWDA…NIE STRZELAJ…

- dlaczego miałbym ci wierzyć?? Nawet twój ojciec nie chce mieć z tobą nic wspólnego…

- CZEKAJ MAM NADAJNIK W ICH WOZIE…ZADZWONIE…NIE ZABIJAJ MNIE…

- dzwoń…

Po kilku minutach i jednym telefonie bohater stal z czytnikiem GPS w dłoni i granatnikiem wymierzonym w przerażonego na śmierć chłopaczka…

- no stary wygląda na to ze nie ściemniał…płać…i idź odpal wóz
ciężko zarobiona dycha spoczęła Kolo czytnika w kieszeni…

-słuchaj prosty układ…siedzisz na dupie i nic nie robisz daj tamtym jakoś do zrozumienia ze po nich jedziemy to tu wrócę i tak cię załatwię ze będziesz umierał w przeświadczeniu ze wyruchał cię pociąg towarowy jasne??

Młody tylko pokiwał głową…
Bohater już wychodził, kiedy usłyszał za plecami szczęk odbezpieczanej broni…
Młody dostał w klatkę piersiowa z granatnika…taka ilość prochu i śrutu wywaliła w nim dziurę wielkości głowy dziecka ochlapując posoka wszystko, co było za nim…

- Mazel Tow – burknął cynicznie bohater

…po dziesięciu minutach siedział już w samochodzie a po 15 gnali już autostrada na północ później bezdrożami popędzić we właściwym kierunku…
- jak pieprzony rycerz w wulgaryzm zbroi na cholernym rumaku na ratunek ukochanej…istne jasełka słowo daje – pomyślał bohater…
Powrót do góry
rob3rt
Redaktor



Dołączył: 10 Gru 2005
Posty: 687
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Malbork

PostWysłany: Wto 1:03, 16 Sty 2007    Temat postu:

ihaaaaa

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Callipso
Gość






PostWysłany: Wto 1:31, 16 Sty 2007    Temat postu:

Ło żesz w morde nawet Seagal, Stallone i Luke Skywalker razem wzięci mogą się schowac Very Happy. Czekam na ciąg dalszy- mam nadzieję że będzie :]
Powrót do góry
piro666
Gość






PostWysłany: Wto 1:34, 16 Sty 2007    Temat postu:

niech sie schowaja BECAUSE THEY'VE UNDERESTIMATED POWER OF THE DARK SIDE...
a tak na marginesie moze ten gosc wydaje sie byc nizniszczalny to jak najbardziej jest...Nr 5 na przyklad...fakt faktem CDBMN (ciag dalszy byc moze nastapi) FRAG!!
Powrót do góry
Kolor
Gość






PostWysłany: Nie 12:47, 28 Sty 2007    Temat postu:

Wow Smile
Piro dawaj następny !!

" to nie star trek daj mi chwile… " hehe
Powrót do góry
Haku

<f></f>



Dołączył: 16 Gru 2005
Posty: 787
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mława

PostWysłany: Nie 14:07, 28 Sty 2007    Temat postu:

ale jatka. genialne. szacun Very Happy
.......................................................
Hej piro666 kiedy cos znowu wstawisz bo z checia przeczytam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Haku

<f></f>



Dołączył: 16 Gru 2005
Posty: 787
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mława

PostWysłany: Czw 23:55, 05 Kwi 2007    Temat postu:

to juz ostatni odcinek ktory zostal przesuniety zeby akademicy mogli sobie poczytac

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zakon Braci Wings of Azrael Strona Główna » Gospoda Wszystkie czasy w strefie GMT + 3 Godziny
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
  ::  
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group   ::   template subEarth by Kisioł. Programosy   ::  
Regulamin